wtorek, 5 sierpnia 2014

Blog Day 2014

Po Lewej Stronie bierze udział w dolnośląskim konkursie Blog Day 2014

(Kategoria: Lifestyle & Pasje)

Trzymajcie kciuki, wyniki 31. sierpnia!

Więcej informacji na www.facebook.com/BlogDayWroclaw






piątek, 1 sierpnia 2014

Hull jest cool!


  Położone nad malowniczym estuarium rzeki Humber, Hull, a właściwie Kingston upon Hull (hrabstwo East Riding of Yorkshire), pewnego zimowego dnia zostało wybrane na cel naszej kolejnej wycieczki. Często niedoceniane przez podróżnych i traktowane po macoszemu miasto, okazało się być naprawdę pełnym atrakcji i bogactw kulturowych, miejscem.


Ratusz w Hull, ścisłe centrum miasta

  Zostawiwszy auto na parkingu w galerii handlowej Princess Quay, znaleźliśmy się praktycznie w samym sercu tego 250 tysięcznego miasta. Jako że dzień, w którym wybraliśmy się do Hull okazał się bardzo mroźny (wycieczka miała miejsce w listopadzie), o długich spacerach nie było mowy. Zaczęliśmy naturalnie od przechadzki po ścisłym centrum, mijając sieciowe butiki i sklepy. Zatrzymaliśmy się przy masywnej budowli w samym centrum placu, położonej między Carr Lane, a Paragon Street. To Ratusz w Hull (Hull City Hall), w okresie świątecznym (który w Wielkiej Brytanii trwa od września), oryginalnie przystrojony nie tylko błyszczącymi lampkami, ale i choinkami w kolorze czerwonym. Ratusz nie pełni już funkcji typowo urzędowych, jest natomiast miejscem, w którym odbywają się liczne koncerty, wystawy i wydarzenia kulturalne, można tam także zorganizować np. wesele!


Przed Ratuszem (City Hall), w tle charakterystyczne czerwone choinki

  W odległości dosłownie kilkudziesięciu metrów od Ratusza, stoi kolejny masywny i zbudowany w podobnym stylu budynek - to Muzeum Morskie w Hull (Maritime Museum). 


Muzeum Morskie (Maritime Museum)

Ozdobne ogrodzenie wokół Muzeum Morskiego, przywołujące na myśl trójząb Neptuna


Jak to w większości angielskich muzeów bywa, wstęp jest darmowy, natomiast ekspozycja zainteresuje nie tylko wilków morskich. Założone przed pierwszą Wojną Światową muzeum, prezentuje artefakty związane z Morzem Północnym i Grenlandią, połowami w jego wodach, przedstawia szczątki i szkielety zwierząt z tego regionu, a także rzemiosło i przyrządy używane w przemyśle stoczniowym. Można tu zobaczyć m. in. ogromną czaszkę wieloryba butlonosego, a także ławkę zbudowaną z rzeźbionych wielorybich kości.


Szkielety zwierzęce w Maritime Museum

Przykłady narzędzi stosowanych do polowań (Muzeum Morskie)

Ławka wykonana z kości wieloryba

Masywna czaszka wieloryba butlonosego

  Po wizycie w muzeum, oddaliliśmy się nieco od ścisłego centrum, podążając w stronę mariny. 


Marina w Hull

  Mimo że było dopiero popołudnie, obejrzeliśmy piękny zachód słońca - umiarkowanie zachmurzone niebo (nieczęsty widok w okresie jesienno-zimowym w Anglii), zrekompensowało nieco niską temperaturę, zapewniając dość wysoką przejrzystość powietrza. Dzięki temu byliśmy w stanie dostrzec, oddalony o ponad 10 km, spektakularny most Humber Bridge (opisany we wcześniejszym poście dotyczącym Humberside).

Zachód słońca w Hull. Przy powiększeniu widać Humber Bridge w tle, w środkowej części fotografii

Zachód słońca w Hull

  Idąc nabrzeżem, minęliśmy także The Deep, oryginalne w swej bryle wielkie oceanarium, reklamowane jako jedno z najznamienitszych na świecie. 


Słoneczne popołudnie w Hull. W tle The Deep

Oceanarium The Deep

  Po kilkunastominutowym spacerze dotarliśmy do Arctic Corsair - trawlera, pełniącego obecnie funkcję muzeum na wodzie. Jest on dostępny dla zwiedzających niestety jedynie od kwietnia do pierwszych dni listopada, także musieliśmy się zadowolić sesją zdjęciową statku z zewnątrz. 


Arctic Corsair

  Wracając zajrzeliśmy natomiast do Muzeum Transportu Ulicznego (Streetlife Museum of Transport, wstęp wolny), gdzie obejrzeliśmy tramwaje, pociągi, auta z dawnych lat.


Przejażdżka autem w Muzeum Transportu Ulicznego
Bicykle w Muzeum Transportu Drogowego

Można też sprawdzić się w roli motorniczego dwupiętrowego (!) tramwaju

W Muzeum Transportu Drogowego warto też patrzeć w górę!

  Przemarznięci, wróciliśmy do samochodu, włączyliśmy ogrzewanie i udaliśmy się w podróż powrotną do Yorku. Hull okazało się miejscem, któremu wiele osób niesłusznie przypina etykietę nudnego, industrialno-portowego miasta. To dla wielu osób nieodkryta jeszcze atrakcja, która na pewno zyskuje jeszcze więcej uroku w ciepły, letni dzień.


Kingston upon Hull



czwartek, 12 czerwca 2014

U stóp wiaduktu - giganta

  Podróże pociągiem po Wielkiej Brytanii, mimo że nie należą do najtańszych, cieszą się dużą popularnością. Wagony są komfortowe i czyste, a pokonanie kilkuset kilometrów nie odbywa się w żółwiem tempie. Wielka Brytania może dodatkowo poszczycić się niezwykle malowniczymi trasami. Do jednej z nich należy odcinek Settle - Carlisle. Przebieg on przez Yorkshire Dales (teren Parku Narodowego), a gwoździem programu jest, zbudowany w 1875r., Ribblehead Viaduct (na granicy Cumbrii i North Yorkshire).


Ribblehead Viaduct z oddali

  Ten liczący ponad 400 m długości oraz 32 m wysokości wiadukt stanowi atrakcję samą w sobie. Składa się on z 24 kamiennych łuków, wdzierających się w monotonny krajobraz Yorkshire Dales. Cisza tego miejsca zmącona zostaje jedynie od czasu do czasu, poprzez odgłosy przemykającego pociągu.


Ribblehead przecinający Yorkshire Dales

  Chociaż konstrukcja robi wrażenie już na pierwszy rzut oka, o jej ogromie można się przekonać, podchodząc do jednego z łuków wiaduktu. Stojąc tuż pod nim, słychać jak głos odbija się echem od kamiennych kolumn. 


Ogrom wiaduktu widać dopiero z bliska

Od czasu do czasu można złapać przejeżdżający pociąg


  Dla tego wrażenia warto przejechać kilkadziesiąt kilometrów (od Yorku ok. 125 km) i zanurzyć się w ciszy tego miejsca.


Niemalże bezludne tereny wokół Ribblehead

Promienie słoneczne grające na łukach wiaduktu

Dowód, że byliśmy tam osobiście :)

Obcowanie z naturą na całego!




sobota, 10 maja 2014

Castle Howard - perła Yorkshire

  Idąc po równo przyciętej trawce, mijając kolejne rzeźby i rośliny, po kilku minutach spaceru docieramy do celu. Oto Castle Howard - przepiękny, XVIII-wieczny pałac, należący do rodziny Howardów, położony w otoczeniu blisko 1000-akrowego ogrodu i dwóch jezior. Cały ten kompleks znajduje się zaledwie 25 km od Yorku (droga A64, kierunek: Scarborough).


Castle Howard - fasada północna

  Do Castle Howard warto wybrać się w słoneczny dzień, gdyż oprócz samej - monumentalnej - budowli, można zrelaksować się w otaczającym ją kompleksie. W późniejszych miesiącach letnich koniecznie trzeba zajrzeć do Ogrodu Różanego, wczesną wiosną natomiast można podziwiać budzącą się do życia przyrodę, amarantowe krzewy rododendronów i dywany żonkili.


W Ogrodzie Różanym - przed sezonem

Jedna z budowli w otoczeniu pałacu - Świątynia Czterech Wiatrów (Temple of Four Winds)

Przyroda cieszy oko

Nad stawem, w tle - Castle Howard

W Castle Howard ogrodnicy mają co robić

  Do pałacu wchodzi się od strony północnej, jednak to południowa fasada jest najbardziej reprezentacyjna. Sprzyja temu dużo większe nasłonecznienie tejże strony w porównaniu do ściany przeciwległej, a także przepięknie rzeźbiona fontanna, zlokalizowana od tej strony właśnie. Przedstawia ona mitycznego Atlasa, dźwigającego na swych barkach kulę ziemską.


Fasada południowa pałacu

Fontanna Atlasa
Castle Howard w pełnej okazałości (strona południowa)

  Planując wycieczkę do pałacu można rozważyć dwie opcje - wstęp do całego kompleksu (pałac i ogrody) za 14 funtów lub wejście tylko na teren ogrodów za 9.5 funta. Chciałabym jednak podkreślić, że we wnętrzach pałacu naprawdę jest co oglądać. Sale są w pełni wyposażone w sprzęty ze swojej epoki, a wszelkie malowidła ścienne, rzeźby, ornamenty i obrazy są w doskonałym stanie. Można znaleźć też takie perełki, jak przenośne toalety, czy stół z blatem z ametystu.


Jedna z rzeźb w pałacu

Korytarz wypełniony rzeźbami

Przepiękne meble

Przenośna toaleta - jak widać to nie wynalazek naszych czasów


  Nieco gorzej prezentuje się jedynie środkowa część pałacu, która uległa zniszczeniu podczas pożaru w 1940. Wciąż jednak trwają prace, mające na celu przywrócenie jej świetności. 
  Każda sala budzi zachwyt, szczególnie jednak zapamiętałam Salon Turkusowy (Turquoise Drawing Room) oraz masywne łoża z baldachimami.


Salon Turkusowy

Kolejne ujęcie Salonu Turkusowego

  Dla amatorów herbatki dobra wiadomość - na terenie obiektu znajduje się kilka kawiarni, leniwi natomiast dystans między bramą wejściową a pałacem mogą pokonać, siedząc w bezpłatnej kolejce, kursującej co 20 minut. Jeśli natomiast ktoś zapragnie sobie kupić jakąś pamiątkę, może zajrzeć do sklepiku. Można tam stać się nie tylko właścicielem kolorowych długopisów, pocztówek itp., ale także misiaczka za blisko...75 funtów:)
  Wszystkie te cuda, a także o wiele więcej, można zobaczyć na poniższych zdjęciach! Zapraszam do oglądania i zostawiania komentarzy!


Pokryte oryginalnymi malowidłami ściennymi wnętrz Castle Howard - środkowa część pałacu

Prawdziwie królewskie łoże

W przestronnych wnętrzach za odpowiednią opłatą można urządzić sobie wesele

Jest i misiaczek - za jedyne... 370zł




piątek, 11 kwietnia 2014

Szaleństwo "crabbingu" w Whitby

  Ruiny starego kościoła, majaczące na horyzoncie informują nas, że zbliżamy się do jednego z najpopularniejszych kurortów północnej Anglii. To Whitby (Yorkshire), a ruiny to pozostałość po Whitby Abbey, szczycącego się wielowiekową historią opactwa, wzniesionego w VII w. przez władcę Bernicji - króla Oswiu. Jest to symbol miasta, przyciągający wielu turystów. Podczas pierwszej wycieczki do Whitby też ulegliśmy sławie Whitby Abbey, kierując się bezpośrednio w stronę opactwa, zostawiając za sobą malownicze - jak się później okazało - miasteczko. Dojechawszy na górę, na której mieszczą się ruiny, zdecydowaliśmy się na "sesję zdjęciową" bez wchodzenia na teren Abbey (6.60 funtów). Warto podkreślić, że cała budowla, a właściwie jej szczątki, są znakomicie widoczne zza niskiego muru, który je otacza. 


Przy murze okalającym Whitby Abbey

Opactwo w pełnej okazałości

Wschodnia ściana

   Planując drugą wizytę w Whitby, skupiliśmy się na samym miasteczku, podziwiając ruiny z oddali. 
Whitby bardzo pozytywnie nas zaskoczyło - malowniczy, niewielki port, swing bridge - obracający się most, piaszczysty kawałek plaży... To nie jedyne z atrakcji, jakie oferuje miasteczko. Ale po kolei.


Swing bridge tuż przez otwarciem...

...i w trakcie...

...przepuszczając statek...

...i jeszcze jeden

  Miasto przedzielone jest rzeką Esk, uchodzącą do Morza Północnego. W jego wschodniej części znajduje się w/w opactwo, a także niezwykle urokliwe Stare Miasto (Old Town), gdzie można poczuć się jak w średniowieczu.


Na Starym Mieście

Stare Miasto w Whitby

Stara część miasta pełna ciasnych przejść...

...i zakamarków

 Co więcej, obecny tam kościół pw. Św. Marii, a dokładniej rzecz ujmując dziedziniec okalający świątynię, zainspirowały Brama Stokera do napisania kultowej powieści "Drakula". 


Na pierwszym planie miejsce, które zainspirowało autora Drakuli, w tle - Whitby Abbey

  Nie tylko jednak Stoker związał swe losy z Whitby. Inną znaną osobistością, która tam przebywała był kapitan James Cook - sławny żeglarz, któremu zawdzięczamy odkrycie m.in. Nowej Zelandii. Osiemnastoletni Cook odbywał w tym mieście praktyki, pracując u jednego z miejscowych armatorów. To doświadczenie było podwaliną jego dalszej kariery, całkowicie związanej z morzem i żeglugą. Tu też znajdują się jego muzeum i pomnik. 


Pomnik Jamesa Cooka

W pobliżu monumentu pomnika stoi jeszcze inny, ciekawy element - poniekąd jeden z symboli miasta - łuk wzniesiony z kości wieloryba, upamiętniający dzielnych żeglarzy, którzy zmagali się z nieprzychylnymi wodami wokół Arktyki, polując na cenne wieloryby. 


Łuk z kości wieloryba obrazuje ogrom tego gatunku

Kości zaskakują rozmiarem

  Gdy już wszystkie "obowiązkowe punkty" wycieczki do Whitby zostaną zaliczone, nie pozostaje nic innego, jak chwila na pyszne lody z budki albo jeszcze lepiej prosto z ice-cream vana, kanapkę z kraba oraz na szaleństwa w "świątyni hazardu". 


Próba rozbicia banku

W świątyni hazardu

To oczywiście propozycje tylko dla ciepłolubnych, bowiem nawet na początku kwietnia, gdzie temperatura powietrza nie przekracza 15 stopni Celsjusza, pozostali zajmują się moczeniem nóg w Morzu Północnym (jak sama nazwa wskazuję, dość chłodnym).


Piaszczysta plaża - w tle amatorzy kąpieli

 No i nie można zapomnieć o crabbingu - czyli poławianiu krabów! "Specjalizują się" w tym całe rodziny, a przodują najmłodsi - uzbrojeni w żyłkę i wiaderko przeznaczone wyłącznie do łapania tychże skorupiaków. Bez wątpienia można to ochrzcić mianem nowego sportu narodowego Anglików :)


Szaleństwo crabbingu

Zdobycze

Na każdym bazarku można zaopatrzyć się w profesjonalny sprzęt

   Wizyta w Whitby oznacza dzień pełen atrakcji, a gdy czas na to pozwoli, zawsze można zajrzeć jeszcze do - opisanej już wcześniej na blogu - pobliskiej Zatoki Robin Hooda. Trzeba jednak pamiętać, że Whitby kusi piaszczystą plażą, co jak wiadomo, jest rzadkością w Wielkiej Brytanii, zatem gdy pogoda dopisze, silniejszą pokusą może okazać się wylegiwanie się na kocu. Albo przejażdżka na osiołku wzdłuż plaży... :)

Na zakończenie jeszcze kilka ujęć z pięknego Whitby, miłego oglądania!


Panorama Whitby, z lewej wejście do portu, na przeciwległym brzegu - opactwo

Nad rzeką Esk
Klatki do połowu krabów

Na molo

Whitby

Zakamarki w centrum miasta

Droga do Whitby prowadzi przez Yorkshire Moors (patrz: wcześniejsze posty)